Moi Drodzy Czytelnicy, dzisiejszy post dedykuję przede wszystkim tym, którzy wątpią w swoje siły i zdolności, zwłaszcza te twórcze. Podzielę się z Wami moją historią przyjaźni z szydełkiem, dosyć zabawną więc mam nadzieję, że zmotywuje Was do działania i trochę rozbawi. Jak wiadomo początki są zawsze trudne...
O szydełku wiedziałam tylko tyle, że takie coś jest. Nawet nie wiedziałam jak wygląda ponieważ u mnie w rodzinie zawsze wszechobecne były druty, szycie i haft. Więc kiedy ponad rok temu zobaczyłam ogłoszenie, że w mojej dzielnicy będą organizowane warsztaty z szydełkowania koszyków wiedziałam, że muszę na nie pójść. Zwłaszcza, że cel był szczytny - cały dochód przeznaczono na pomoc Fundacji Hospicjum Onkologiczne św. Krzysztofa. W ogłoszeniu były zdjęcia tych bajecznych koszyków więc mój "twórczy apetyt" wzrósł. Sznurek zamówiłam u organizatorek, pozostało tylko kupić szydełko rozmiar 6. I co? Poszłam do pasmanterii i kupiłam dwa szydełka numer 6 bo myślałam, że robi się nimi tak jak na drutach 😂😂😂. Kiedy moja mama uświadomiła mnie, że wystarczy tylko jedno zaczęłam się bać tych warsztatów. Pomyślałam "Ale jak to, takim czymś małym i to tylko jednym robić koszyk?". W każdym bądź razie drugie szydełko zachowałam. Dzień warsztatów 😁! W końcu posiądę sztukę szydełkowania koszyków, a później innych cudowności; w głowie pojawiały się obrusy i serwetki niczym z Koniakowa. Moja wizja szybko rozmyła się już na początku warsztatów. Dostałyśmy zamówione sznurki - o zgrozo, nie wiedziałam, że on ma 100 m i trzeba go zwinąć w kłębek 😱. Podczas gdy inne kobitki sprawnie zwijały, mój zielony groszkowy sznurek zaplątał się. Wyobrażacie sobie jak 100 metrowy sznurek plącze się, a wy musicie go szybko rozplątać i zwinąć w kłębek bo zaraz zacznie się ta właściwa część warsztatów?! Obok siedziała pewna dziewczyna, która postanowiła mi pomóc. Uff, sytuacja uratowana, dobrze nam szło... do czasu. Kiedy wspaniałe instruktorki powiedziały TO magiczne hasło "zaczynamy warsztaty", pomagająca dziewczyna w jednej chwili położyła mi na kolanach jeszcze zaplątany sznurek i powiedziała, że już muszę sobie poradzić sama bo zaczynamy 😟. Wiele osób zaczęło uczyć się robić MAGIC RING, czyli podstawę do szydełkowania koszyków, a ja siedziałam z tym poplątanym, już tylko do połowy, sznurkiem. I wtedy podjęłam "męską" decyzję : OBCIĘŁAM SZNUREK, a poplątaną część schowałam do torby. W mojej grupie (bo siedziałyśmy w małych grupach w kole) zapanowała cisza, jakbym co najmniej popełniła zbrodnię. Jedna pani zapytała się "Nie szkoda było pani obcinać, teraz koszyk będzie malutki". Ale wiecie co, miałam to gdzieś! Chciałam już zacząć, nauczyć się podstaw. Oj długo nie mogłam załapać robienia magic ring i półsłupków. Nawet przyznam się Wam, że w pewnym momencie poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Wszystko było pod górkę, od samego początku. I nagle pomyślałam "Justyna weź się w garść. Haftujesz obrazy wystawiane na ogólnopolskich konkursach, lepisz z masy solnej, szyjesz, a nie umiesz ogarnąć sznurka i wykrzywionego pręta zwanego szydełkiem?". Po chwili poczułam jak mój umysł rozjaśnia się i fala energii przechodzi przez moje ręce. Tak, to była ta wewnętrzna siła, której potrzebowałam. Wpadłam w taki rytm, że koszyka przybywało i przybywało. Nieważne, że gubiłam oczka, myliłam ścieg, dodawałam za dużo - ważne, że z groszkowego sznurka wyłaniał się mój pierwszy szydełkowy koszyk ! A oto i on w pełnej okazałości 😀. Teraz pełni funkcję koszyka na klocki Lego.
Ale to nie koniec szydełkowej batalii. Stwierdziłam, że zamówię kilka sznurków by nadal ćwiczyć robienie koszyczków w domu. Zamówiłam... aż 10. Dlaczego tak dużo? Bo wyszłam z założenia, że ćwiczenie czyni mistrza, a po drugie wydałam na nie sporo pieniędzy więc nie poddam się, gdyż przepadłaby spora suma. To była taka moja mała motywacja. Sznurki przyszły, bez większych kłopotów zwinęłam je w kłębki, ale nie mogłam przypomnieć sobie jak zaczynało się dzierganie 😱. Weszłam na YouTube i godzinami szukałam idealnego filmiku instruktażowego. Nie było łatwo, większość albo złej jakości, za szybko robione, źle tłumaczone itp. W końcu natrafiłam na kanał, gdzie wszystkie podstawy szydełkowania były idealnie wytłumaczone, pokazane, a filmiki bardzo dobrej jakości. Kanał nazywał się Szydełko. I tak oto powstawały kolejne koszyki.
Zrobiłam mnóstwo koszyków, ręka coraz bardziej wprawiała się, coraz lepiej wyczuwałam szydełko i sam sznurek. W końcu odważyłam się zrobić koszyk z rączkami. Wybieraliśmy się z mężem do znajomych więc stwierdziłam, że taki koszyczek będzie pięknym prezentem. Wyszedł idealnie, byłam nim zachwycona i bardzo z siebie dumna, że dałam radę.
Sznurkowych koszyków i osłonek na doniczki powstało dużo. Te poniżej zrobiłam dla brata, w ładnym odcieniu koloru szarego.
Moje sznurkowe koszyki trafią również już niedługo do przedszkola, dla nauczycielek młodszego synka. Planuję jeszcze coś włożyć do środka, ładnie zapakować by powstały takie szydełkowe koszyki podarunkowe. W końcu synek kończy już przygodę z przedszkolem i chcemy podziękować za te wszystkie lata.
A ten koszyczek zrobiłam jako ostatni, w prezencie dla znajomej, z pięknego sznurka w odcieniu złota.
Chociaż moja szydełkowa przygoda zaczęła się zabawnie i dość szalenie, to kończy się dobrze. Teraz już nie mam problemów z dzierganiem koszyków. Nawet raz zrobiłam mężowi wełniany szalik na zimę i kilka aniołków na choinkę. Wiem już jak wygląda szydełko, jak robi się na nim i znam podstawy, a to już coś! Nie jestem szydełkowym ekspertem, rzadko szydełkuję, nie jest ono bowiem moją największą pasją. Ale podziwiam wszystkie szydełkujące osoby, bo wiem ile kosztuje je to trudu i pracy. Szydełko zabieram na wakacje, do parku i ogrodu. Gdzieś gdzie można odpocząć, usiąść wygodnie i coś fajnego wyczarować.
Na koniec pragnę tylko dodać byście nigdy nie poddawali się i nie wątpili we własne siły i możliwości. Początki zawsze są trudne, ale tylko początki. Nie słuchajcie innych, jeśli nie mówią mądrze, nie porównujcie się do nikogo bo każdy jest inny. Róbcie swoje, nawet jeśli oznacza to podążanie pod prąd i dla innych nie ma sensu. Ćwiczenie zawsze czyni mistrza, a w całym rękodzielniczym szaleństwie liczy się jedno: RADOŚĆ - RADOŚĆ TWORZENIA! I tego Wam życzę!
|
Moje pierwsze i ostatnie amigurumi 😊. Prosiaczek powstał rok temu na życzenie dzieci. |