niedziela, 28 grudnia 2025

Przedświąteczny City Break w Barcelonie i zimowy skarpeciak w tle :).

Witajcie Kochani po świętach - w czasie, który każdego roku jest dla mnie swoistego rodaju zawieszeniem pomiędzy Bożym Narodzeniem, Nowym Rokiem, a świętem Trzech Króli. Jedno się skończyło, czekamy na drugie, w perspektywie jeszcze trzecie :)). Plus, pomiędzy, kilka dni roboczych na ogarnięcie spraw bieżących, dyżurów i zmobilizowanie się do zalegającej papierologii... Dziwny to czas, który jest dla mnie również chwilą wytchnienia, regeneracji, nadrobienia czytelniczych i filmowo - serialowych zaległości, refleksji, a przede wszystkim spędzenia go z najbliższymi - bez pośpiechu, dokładnie jak chcę :)). 




W tym roku, wyjątkowo, udało się uniknąć przedświątecznej gorączki (no dobra, może troszkę jej było), za sprawą bardzo fajnego wyjazdu do Barcelony. Nie napiszę Wam, że Hiszpania przywitała mnie słonkiem i wspaniałą pogodową aurą, ale i tak warto było! :)) Właściwie to słońce było tylko 1,5 dnia, za to na intensywne opady deszczu i momentami zimny wiatr nie mogę narzekać :))).






Nieskromnie napiszę Wam, że jestem zachwycona z wyjazdu ponieważ zwiedziłam Barcelonę dokładnie tak jak lubię - troszkę zabytków i godnych uwagi miejsc, troszkę historii i duuuużo, bardzo dużo chodzenia, które można śmiało nazwać "włóczeniem się po mieście i jego uliczkach", ale dzięki temu odkrywam miejsca nieoczywiste, mało znane turystycznie, ciekawe, a niekiedy takie z których jak najszybciej chce się teleportować :)). 






To było ciekawe doświadczenie kulturowe móc obserwować jak kilka dni przed wigilią Bożego Narodzenia tętni życiem drugie co do wielkości miasto Hiszpanii. Cudnie ozdobione choinki, oświetlenia ulic, dekoracje sklepowych i restauracyjnych witryn, świąteczne kiermasze to tylko klika zauważonych przeze mnie po drodze elementów...  Jeden przykuł moją uwagę szczególnie, ponieważ był po prostu wszędzie :)).




Poznajcie Moi Drodzy Tio de Nadal/ Caga tio, czyli drewniany pieniek z twarzą, oczami i katalońską czerwoną czapką, który właśnie w Katalonii jest symbolem Bożego Narodzenia. 


Pojawia się on w domach na początku grudnia, dzieci karmią go najczęściej owocami by rósł i dawał więcej upominków. W Wigilię maluchy krążą wokół pieńka, śpiewają piosenki, uderzają w niego patykiem by dał im prezenty, które ma pod kocem. Wersja dosłowna - to inaczej (DOSŁOWNIE) srający pieniek, który ma wydalić prezenty/zrobić kupę prezentów :))).  Koniecznie muszę opowiedzieć o tym zwyczaju moim małym uczniom - już widzę ich uśmiech i radość :))). A może i my w klasie zrobimy sobie takiego Tio de Nadal w ramach poszerzania wiedzy o kulturze i tradycji Europy? To jedna z najciekawszych, nie rodzimych tradycji bożonarodzeniowych, którą w ostatnim czasie poznałam. Oczywiście Tio de Nadal przyjechał ze mną do Polski :))).





Kochani, za kilka dni Nowy 2026 Rok, choć mój jak Wam kiedyś pisałam zaczyna się symbolicznie we wrześniu :))). Niemniej jednak pragnę złożyć Wam noworoczne życzenia, a dokładniej jedno życzenie, prosto z serca 💗: 

Życzę Wam, abyście w Nowym 2026 Roku wygrali walkę, o której nie mówicie nikomu...


Justyna






3 komentarze:

  1. To miałaś trochę inne święta, piękne widoki a drewniany klocek też ma swój urok.Dobrego roku 2026.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszelkiego dobra Justynko w Nowym Roku :) widzę, ze ogrody Gaudiego też zwiedziłaś- fantastyczne miejsce :) Każdy kraj ma swoje zwyczaje :) U nas podarki pod choinką przynosi Aniołek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super Justynko, że miałaś okazję spędzić te Święta nieco inaczej. Widoki i zdjęcia super, dziękuję za tą wirtualną wycieczkę, bo tam mnie jeszcze nie było !!! Jednym słowem co kraj to obyczaj, tak jak pisze Aga prezenty pod choinką u nas przynosi Aniołek ale ten drewniany ludek też mi się podoba. Tobie życzę na Nowy Rok przede wszystkim zdrowia !!!!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Moi Drodzy! Bardzo dziękuję Wam za obecność, a także każdy życzliwy komentarz, który sprawia mi ogromną radość oraz motywuje do dalszego blogowania i tworzenia :).