Witajcie Kochani po świętach - w czasie, który każdego roku jest dla mnie swoistego rodzaju zawieszeniem pomiędzy Bożym Narodzeniem, Nowym Rokiem, a świętem Trzech Króli. Jedno się skończyło, czekamy na drugie, w perspektywie jeszcze trzecie :)). Plus, pomiędzy, kilka dni roboczych na ogarnięcie spraw bieżących, dyżurów i zmobilizowanie się do zalegającej papierologii... Dziwny to czas, który jest dla mnie również chwilą wytchnienia, regeneracji, nadrobienia czytelniczych i filmowo - serialowych zaległości, refleksji, a przede wszystkim spędzenia go z najbliższymi - bez pośpiechu, dokładnie jak chcę :)).
W tym roku, wyjątkowo, udało się uniknąć przedświątecznej gorączki (no dobra, może troszkę jej było), za sprawą bardzo fajnego wyjazdu do Barcelony. Nie napiszę Wam, że Hiszpania przywitała mnie słonkiem i wspaniałą pogodową aurą, ale i tak warto było! :)) Właściwie to słońce było tylko 1,5 dnia, za to na intensywne opady deszczu i momentami zimny wiatr nie mogę narzekać :))).
Nieskromnie napiszę Wam, że jestem zachwycona z wyjazdu ponieważ zwiedziłam Barcelonę dokładnie tak jak lubię - troszkę zabytków i godnych uwagi miejsc, troszkę historii i duuuużo, bardzo dużo chodzenia, które można śmiało nazwać "włóczeniem się po mieście i jego uliczkach", ale dzięki temu odkrywam miejsca nieoczywiste, mało znane turystycznie, ciekawe, a niekiedy takie z których jak najszybciej chce się teleportować :)).
To było ciekawe doświadczenie kulturowe móc obserwować jak kilka dni przed wigilią Bożego Narodzenia tętni życiem drugie co do wielkości miasto Hiszpanii. Cudnie ozdobione choinki, oświetlenia ulic, dekoracje sklepowych i restauracyjnych witryn, świąteczne kiermasze to tylko klika zauważonych przeze mnie po drodze elementów... Jeden przykuł moją uwagę szczególnie, ponieważ był po prostu wszędzie :)).
Poznajcie Moi Drodzy Tio de Nadal/ Caga tio, czyli drewniany pieniek z twarzą, oczami i katalońską czerwoną czapką, który właśnie w Katalonii jest symbolem Bożego Narodzenia.
Pojawia się on w domach na początku grudnia, dzieci karmią go najczęściej owocami by rósł i dawał więcej upominków. W Wigilię maluchy krążą wokół pieńka, śpiewają piosenki, uderzają w niego patykiem by dał im prezenty, które ma pod kocem. Wersja dosłowna - to inaczej (DOSŁOWNIE) srający pieniek, który ma wydalić prezenty/zrobić kupę prezentów :))). Koniecznie muszę opowiedzieć o tym zwyczaju moim małym uczniom - już widzę ich uśmiech i radość :))). A może i my w klasie zrobimy sobie takiego Tio de Nadal w ramach poszerzania wiedzy o kulturze i tradycji Europy? To jedna z najciekawszych, nie rodzimych tradycji bożonarodzeniowych, którą w ostatnim czasie poznałam. Oczywiście Tio de Nadal przyjechał ze mną do Polski :))).
Kochani, za kilka dni Nowy 2026 Rok, choć mój jak Wam kiedyś pisałam zaczyna się symbolicznie we wrześniu :))). Niemniej jednak pragnę złożyć Wam noworoczne życzenia, a dokładniej jedno życzenie, prosto z serca 💗:
Życzę Wam, abyście w Nowym 2026 Roku wygrali walkę, o której nie mówicie nikomu...
Justyna






























To miałaś trochę inne święta, piękne widoki a drewniany klocek też ma swój urok.Dobrego roku 2026.
OdpowiedzUsuńWszelkiego dobra Justynko w Nowym Roku :) widzę, ze ogrody Gaudiego też zwiedziłaś- fantastyczne miejsce :) Każdy kraj ma swoje zwyczaje :) U nas podarki pod choinką przynosi Aniołek :)
OdpowiedzUsuńSuper Justynko, że miałaś okazję spędzić te Święta nieco inaczej. Widoki i zdjęcia super, dziękuję za tą wirtualną wycieczkę, bo tam mnie jeszcze nie było !!! Jednym słowem co kraj to obyczaj, tak jak pisze Aga prezenty pod choinką u nas przynosi Aniołek ale ten drewniany ludek też mi się podoba. Tobie życzę na Nowy Rok przede wszystkim zdrowia !!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wspaniały miałaś wyjazd. Taki prezent prawie pod choinkę warto sobie zrobić :-). Nowy Rok nowe wyzwania aby się spełniły :-).
OdpowiedzUsuń